Nazajutrz
z samego rana dałem Thranduilowi odpowiedź. Przystałem na jego
warunki. Jeśli to coś naprawdę mrocznego może pogrążyć
Śródziemie w mroku, a ja nie chciałem mu tego ułatwić kłócąc
się z ojcem. Poza tym – trzeba umieć wybaczać.
Przyjął
to z radością, natychmiast złożył obiecaną przysięgę i
obwieścił, że odwiedzą nas w najbliższej przyszłości Elladan,
Elrohir oraz kilka innych elfów z Rivendell. Wraz z nimi miałem
wyruszyć na wyprawę, by pokonać Tego, kto usiłuje nami
manipulować. A na moje pytanie czy będę mógł zabrać ze sobą
kilku leśnych elfów odpowiedział, że owszem, lecz nie więcej niż
pięciu.
To
ucieszyło z kolei mnie. Zacząłem już rozważać kogo ze sobą
zabiorę, gdy usłyszałem dźwięk rogu dobrze mi znany. Przyjechały
elfy z Rivendell.
Szybko
pożegnałem ojca i pobiegłem ich powitać. Oprócz Elladana i
Elrohira spostrzegłem jeszcze kilka znanych mi twarzy. Arya, Miriel
Farnoil i jeszcze dwóch, których nigdy nie widziałem. Razem
siódemka. Znaczyło to, że oprócz mnie w wyprawie uczestniczył
będzie tylko jeden mieszkaniec Mrocznej Puszczy. Zamierzałem bowiem
nakłonić ich do wyruszenia w dziewiątkę, tak jak drużyna
pierścienia.
-Mae
govannen ben cardh nin! -Mae govannen, mellon nin!
-Mae govannen, Legolas!
-Witajcie przyjaciele! Nie wiedziałem, że przybędziecie tak szybko.
-Prawdę powiedziawszy – my też nie. - Rzekł Elladan. - Yrch alhaer. E harn. Cu nin thaw. - Dodał po chwili.
-To niedobrze. Elrohirze, dasz radę iść?
-Nie. - Odpowiedział zamiast tego jego brat. - Trafiła go jedna z ostatnich zatrutych strzał Morgulu.
-Wobec tego - Elladanie, mógłbyś zaprowadzić z Miriel konie do stajni? Reszta, proszę za mną.. Elrohirze, pozwól, że Cię poniosę.
Elladan
i Miriel zebrali konie i poszli w stronę stajni, natomiast ja
wziąłem Elrohira na ramiona i wraz z resztą ruszyłem do pałacu.
U wejścia czekała Alyss.
-Alyss,
zaprowadź proszę naszych gości do króla, a ja tymczasem
zaprowadzę Elrohira do uzdrowiciela-Oczywiście. Proszę za mną. - Zwróciła się do przybyszy.
-A jeszcze jedno – Wyślij kogoś, by sprowadził Elladana i Miriel. Powinni być przy koniach.
-Pewnie.
Zaniosłem
Elrohira do Mellorrinela, jednego z najlepszych uzdrowicieli. Nie
myliłem się - z łatwością go uleczył.
-Musi
się nieco bardziej oszczędzać. Lecz poza tym wszelkie
niebezpieczeństwo zostało zażegnane. -Postaram się. - Odpowiedział Elrohir. - Na razie nie mam zamiaru się jakoś specjalnie narażać. Chcę przynajmniej dożyć do jutrzejszej uroczystości.
-Z pewnością Ci się uda. - Rzekł Mellorrinel ze śmiechem. - Atenio navaer, maer gwai.
-Atenio navaer. Hannon le.
-Atanio navaer, Mellorrinel.
Odprowadziłem
Elrohira do jego komnat. Elladan już czekał. Wyściskał brata jak
tylko weszliśmy. Potem pozdrowił i mnie.
Zostawiłem
ich samych i udałem się do siebie, odpocząć. Mimo że nie byłem
zmęczony, położyłem się spać. Chciałem móc w pełni
rozkoszować się jutrzejszą ucztą. Być wypoczęty i rześki.
Myśląc o zbliżającej się zabawie – zasnąłem.
Wszystko ładnie, pięknie (Elrohir<3 ) tylko kiedy kolejny rozdział? ;)
OdpowiedzUsuńOj nie wiem, nie wiem... ;-)
UsuńTo lepiej się dowiedz ;)
OdpowiedzUsuń