sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 3

Nazajutrz z samego rana dałem Thranduilowi odpowiedź. Przystałem na jego warunki. Jeśli to coś naprawdę mrocznego może pogrążyć Śródziemie w mroku, a ja nie chciałem mu tego ułatwić kłócąc się z ojcem. Poza tym – trzeba umieć wybaczać.
Przyjął to z radością, natychmiast złożył obiecaną przysięgę i obwieścił, że odwiedzą nas w najbliższej przyszłości Elladan, Elrohir oraz kilka innych elfów z Rivendell. Wraz z nimi miałem wyruszyć na wyprawę, by pokonać Tego, kto usiłuje nami manipulować. A na moje pytanie czy będę mógł zabrać ze sobą kilku leśnych elfów odpowiedział, że owszem, lecz nie więcej niż pięciu.
To ucieszyło z kolei mnie. Zacząłem już rozważać kogo ze sobą zabiorę, gdy usłyszałem dźwięk rogu dobrze mi znany. Przyjechały elfy z Rivendell.
Szybko pożegnałem ojca i pobiegłem ich powitać. Oprócz Elladana i Elrohira spostrzegłem jeszcze kilka znanych mi twarzy. Arya, Miriel Farnoil i jeszcze dwóch, których nigdy nie widziałem. Razem siódemka. Znaczyło to, że oprócz mnie w wyprawie uczestniczył będzie tylko jeden mieszkaniec Mrocznej Puszczy. Zamierzałem bowiem nakłonić ich do wyruszenia w dziewiątkę, tak jak drużyna pierścienia.
-Mae govannen ben cardh nin! 
-Mae govannen, mellon nin! 
-Mae govannen, Legolas! 
-Witajcie przyjaciele! Nie wiedziałem, że przybędziecie tak szybko. 
-Prawdę powiedziawszy – my też nie. - Rzekł Elladan. - Yrch alhaer. E harn. Cu nin thaw. - Dodał po chwili.  
-To niedobrze. Elrohirze, dasz radę iść? 
-Nie. - Odpowiedział zamiast tego jego brat. - Trafiła go jedna z ostatnich zatrutych strzał Morgulu.
-Wobec tego - Elladanie, mógłbyś zaprowadzić z Miriel konie do stajni? Reszta, proszę za mną.. Elrohirze, pozwól, że Cię poniosę. 
 Elladan i Miriel zebrali konie i poszli w stronę stajni, natomiast ja wziąłem Elrohira na ramiona i wraz z resztą ruszyłem do pałacu. U wejścia czekała Alyss.
-Alyss, zaprowadź proszę naszych gości do króla, a ja tymczasem zaprowadzę Elrohira do uzdrowiciela
-Oczywiście. Proszę za mną. - Zwróciła się do przybyszy. 
-A jeszcze jedno – Wyślij kogoś, by sprowadził Elladana i Miriel. Powinni być przy koniach. 
-Pewnie.
Zaniosłem Elrohira do Mellorrinela, jednego z najlepszych uzdrowicieli. Nie myliłem się - z łatwością go uleczył.
-Musi się nieco bardziej oszczędzać. Lecz poza tym wszelkie niebezpieczeństwo zostało zażegnane. 
-Postaram się. - Odpowiedział Elrohir. - Na razie nie mam zamiaru się jakoś specjalnie narażać. Chcę przynajmniej dożyć do jutrzejszej uroczystości.
-Z pewnością Ci się uda. - Rzekł Mellorrinel ze śmiechem. - Atenio navaer, maer gwai. 
-Atenio navaer. Hannon le.
-Atanio navaer, Mellorrinel.
Odprowadziłem Elrohira do jego komnat. Elladan już czekał. Wyściskał brata jak tylko weszliśmy. Potem pozdrowił i mnie.
Zostawiłem ich samych i udałem się do siebie, odpocząć. Mimo że nie byłem zmęczony, położyłem się spać. Chciałem móc w pełni rozkoszować się jutrzejszą ucztą. Być wypoczęty i rześki. Myśląc o zbliżającej się zabawie – zasnąłem.

3 komentarze: