środa, 11 listopada 2015

Rozdział 5

Pozbierałem się szybko i ruszyłem Alyss z pomocą. Szybko, pokonaliśmy orków, a następnie wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy w stronę pałacu króla. Podróż minęła bez przeszkód. Orkowie już nas nie nękali. Dojechaliśmy, rozsiodłaliśmy konie, a następnie ruszyliśmy na poszukiwanie Thranduila. Należało zdać raport z wydarzeń, które nas spotkały. Bowiem czas orków, winien przeminąć, acz one stale, kurczowo trzymały się Śródziemia, a tym samym i życia.
I pomyśleć, iż to zniewolone za czasów Morgotha elfy. Piękno, zmienione w szkaradność. Władca ciemności zniewolił naszych braci i siostry. Odebrał im życie, a w zamian dał wieczne cierpienie.
Staliśmy przed drzwiami do królewskich komnat. Alyss zapukała i weszła pierwsza. Zastaliśmy Thranduila pogrążonego na rozmyślaniach na jemu tylko wiadomy temat. Szybko opowiedzieliśmy co się stało i już w następnej chwili w teren wyruszyły dwa patrole wojowników. Jeden pod dowództwem moim. Drugi z Alyss na czele.
Wróciliśmy po kilku godzinach. Zarówno ja, jak i Alyss nie znaleźliśmy żadnych śladów. Tak jakby orkowie rozpłynęli się w powietrzu.
Thranduil wysłał elfów dla wzmocnienia granić. Nie wszyscy będą mogli w pełni cieszyć się dzisiejszą ucztą. Lecz na razie zapowiada się na to iż jestem jednym z tych nie muszących się niczym przejmować szczęśliwców. Zacznie się już niedługo bowiem gdy zajdzie Słońce i ukażą się pierwsze gwiazdy. Włożyłem więc swą srebrną szatę na specjalne okazje i ruszyłem na zabawę. Po drodze spotkałem Miriel. Wyglądała pięknie w swej białej sukni. Zamieniliśmy kilka słów, a potem ruszyliśmy razem do sali balowej. W następnej chwili spostrzegłem Elladana i Elrohira opierającego się na bracie. Natychmiast ryszyliśmy w ich stronę, a Miriel spytała się braci czy już lepiej. Na szczęście okazało się, że owszem. (W końcu jak inaczej Elrohir mógłby się tu pojawić?) Zostawiłem ich samych i poszedłem porozmawiać z ojcem.
Thranduil wydawał się zaniepokojony. Zapewne tym, co nas dziś spotkało. Usłyszał mnie i odwrócił się, a w jego oczach dostegłem coś czego nigdy bym się nie spodziewał ujrzeć w oczach elfa, króla Mrocznej Puszczy i wojownika nieustraszonego, takiego jak ojciec. Ujrzałem lęk.

piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 4

Znów zaspałem, lecz mimo to byłem zadowolony i pewien, że nic mnie nie ominie. Zbliżała się uczta światła gwiazd. Moja ulubiona uroczystość.
Ubrałem się prędko i wyszedłem na dwór. Przypomniał mi się dzień, 60 lat temu, w którym złapaliśmy krasnoludów z rodu Durina przeprawiających się przez mroczną puszczę.
-Cześć!- Otrząsnąłem się ze wspomnień. - Dobrze spałeś?
-Alyss, niech zgadnę? - Spytałem, choć wiedziałem, że to ona. - Owszem dobrze, choć nieco przydługo.
-Czyli tak, jak wszyscy ostatnio. - Roześmiała się. - Domyślam się też, że masz dziś zamiar balować do rana?
-Oczywiście. I mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć?
-Z przyjemnością! - Odparła. – A może wybierzemy się na konną przejażdżkę?
-Z wielką chęcią. Chodźmy wobec tego do stajni.
-Czekaj! - Zawołała gdy ruszyłem. - A broń?
-Mam swoją na plecach. Nigdzie się bez niej nie ruszam.
-Ty może masz, lecz ja – nie. Pójdziesz ze mną po nią do pałacu?
-Pewnie.
I poszliśmy. Alyss mieszkała niedaleko wejścia, tak by jako kapitan straży mogła kierować obroną królestwa przed niespodziewanymi atakami, a my, jako elfy, poruszaliśmy się szybko, także po pięciu minutach byliśmy już z powrotem. Ruszyliśmy do stajni, by osiodłać konie. Alyss jeździła na Nikrothailu, a moim koniem był Finail. Niewiele czasu nam to zajęło, toteż po chwili wyruszyliśmy. Skierowaliśmy się w stronę źródła Kalashail, miejsca naszych dzięcięcych zabaw.
-Jak tu pięknie... - Rzekła elfka gdy dojechaliśmy.
Miała rację. Kalashail wyglądało przepięknie. Nic się tam nie zmieniło od chwili naszej ostatniej wizyty. Zsiedliśmy z koni.
-Zostań Finail. - Rzekłem
-Ty też Nikrothail. - Powiedziała Alyss
Konie posłuchały. Pochyliły się, by poskubać trawę podczas gdy my podeszliśmy do strumienia. Źródło to było pełne magicznych mocy. Szum wody koił nerwy, uspokajał. Sama woda także miała lecznicze właściwości. Rana nią polana w ciągu sekundy przestawała boleć, płyn chronił również przed zakażeniem. A gdyby wypity został przez śmiertelnika, ten żywot miałby znacznie dłuższy niż normalnie.
Staliśmy tak wpatrując się w migotliwą powierzchnię strumienia, gdy nagle Alyss zawołała „padnij”, a sama błyskawicznie wyciągnęła łuk i strzeliła. „Upadłem” jak kazała jednocześnie przekręcając się tak by widzieć do kogo, lub czego, strzela. Orkowie. Mimo że Sauron został pokonany, te potworne istoty wciąż nękały Śródziemie.

sobota, 22 listopada 2014

Przepraszam

Wybaczcie,
 Brak weny i masa nauki w szkole, spowodowały, że nie napisałam niczego przez dwa miesiące. Przepraszam wszystkich, a w szczególności Olę (Celebriana2013), która nieustannie męczyła mnie o nowy rozdział. Gdyby nie Ty, Olu, nic bym już chyba nie napisała... ;-), także dzięki Ci, za to męczenie, bo wcale nie zamierzam likwidować bloga, czy coś z tych rzeczy. Ten rozdział dedykowany jest dla Ciebie. Przepraszam jeszcze raz i postaram się więcej nie nawalić. ;-)

Rozdział 3

Nazajutrz z samego rana dałem Thranduilowi odpowiedź. Przystałem na jego warunki. Jeśli to coś naprawdę mrocznego może pogrążyć Śródziemie w mroku, a ja nie chciałem mu tego ułatwić kłócąc się z ojcem. Poza tym – trzeba umieć wybaczać.
Przyjął to z radością, natychmiast złożył obiecaną przysięgę i obwieścił, że odwiedzą nas w najbliższej przyszłości Elladan, Elrohir oraz kilka innych elfów z Rivendell. Wraz z nimi miałem wyruszyć na wyprawę, by pokonać Tego, kto usiłuje nami manipulować. A na moje pytanie czy będę mógł zabrać ze sobą kilku leśnych elfów odpowiedział, że owszem, lecz nie więcej niż pięciu.
To ucieszyło z kolei mnie. Zacząłem już rozważać kogo ze sobą zabiorę, gdy usłyszałem dźwięk rogu dobrze mi znany. Przyjechały elfy z Rivendell.
Szybko pożegnałem ojca i pobiegłem ich powitać. Oprócz Elladana i Elrohira spostrzegłem jeszcze kilka znanych mi twarzy. Arya, Miriel Farnoil i jeszcze dwóch, których nigdy nie widziałem. Razem siódemka. Znaczyło to, że oprócz mnie w wyprawie uczestniczył będzie tylko jeden mieszkaniec Mrocznej Puszczy. Zamierzałem bowiem nakłonić ich do wyruszenia w dziewiątkę, tak jak drużyna pierścienia.
-Mae govannen ben cardh nin! 
-Mae govannen, mellon nin! 
-Mae govannen, Legolas! 
-Witajcie przyjaciele! Nie wiedziałem, że przybędziecie tak szybko. 
-Prawdę powiedziawszy – my też nie. - Rzekł Elladan. - Yrch alhaer. E harn. Cu nin thaw. - Dodał po chwili.  
-To niedobrze. Elrohirze, dasz radę iść? 
-Nie. - Odpowiedział zamiast tego jego brat. - Trafiła go jedna z ostatnich zatrutych strzał Morgulu.
-Wobec tego - Elladanie, mógłbyś zaprowadzić z Miriel konie do stajni? Reszta, proszę za mną.. Elrohirze, pozwól, że Cię poniosę. 
 Elladan i Miriel zebrali konie i poszli w stronę stajni, natomiast ja wziąłem Elrohira na ramiona i wraz z resztą ruszyłem do pałacu. U wejścia czekała Alyss.
-Alyss, zaprowadź proszę naszych gości do króla, a ja tymczasem zaprowadzę Elrohira do uzdrowiciela
-Oczywiście. Proszę za mną. - Zwróciła się do przybyszy. 
-A jeszcze jedno – Wyślij kogoś, by sprowadził Elladana i Miriel. Powinni być przy koniach. 
-Pewnie.
Zaniosłem Elrohira do Mellorrinela, jednego z najlepszych uzdrowicieli. Nie myliłem się - z łatwością go uleczył.
-Musi się nieco bardziej oszczędzać. Lecz poza tym wszelkie niebezpieczeństwo zostało zażegnane. 
-Postaram się. - Odpowiedział Elrohir. - Na razie nie mam zamiaru się jakoś specjalnie narażać. Chcę przynajmniej dożyć do jutrzejszej uroczystości.
-Z pewnością Ci się uda. - Rzekł Mellorrinel ze śmiechem. - Atenio navaer, maer gwai. 
-Atenio navaer. Hannon le.
-Atanio navaer, Mellorrinel.
Odprowadziłem Elrohira do jego komnat. Elladan już czekał. Wyściskał brata jak tylko weszliśmy. Potem pozdrowił i mnie.
Zostawiłem ich samych i udałem się do siebie, odpocząć. Mimo że nie byłem zmęczony, położyłem się spać. Chciałem móc w pełni rozkoszować się jutrzejszą ucztą. Być wypoczęty i rześki. Myśląc o zbliżającej się zabawie – zasnąłem.

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 2


Otrząsnąłem się prędko i poszedłem powitać ojca. Nie widziałem go od wielu lat. Wymagała tego grzeczność, mimo, że od śmierci Tauriel odnosiliśmy się do siebie dość chłodno.
-Witaj, ojcze. - Zacząłem oficjalnie. - Miło mi Cię widzieć. Powiedziałem, choć myślałem inaczej. I on doskonale o tym wiedział. 
-Mae govannen, Legolas. Cieszę się, że tu jesteś. - Podszedł do mnie i powiedział tak, żeby nikt nie słyszał. - Mamy kłapoty. Wstąpię dziś jeszcze do Twoich komnat, porozmawiamy. 
-Oczywiście. - Odparłem wciąż jeszcze zdziwiony.
-Maer idh. Odpocznij sobie.
-Dziękuję. Żegnaj.
Udałem się do swoich komnat zgodnie z radą ojca, bez przerwy rozmyślając co takiego mogło się stać. Nic nie przyszło mi do głowy, lecz musiało iść o coś naprawdę poważnego, wyczułem bowiem szczere zmartwienie w głosie króla elfów, osoby nie przejmującej się prawie niczym prócz stanu swego królestwa. Tak, na świecie musiało się coś dziać, mimo, że do mnie nie dotarły jeszcze żadne pogłoski. Może to właśnie to było też powodem zmartwienia Alyss. Z nią Thranduil pewnie podzielił się tajemnicą. Była w końcu kapitanem straży. Tak dobrym jak niegdyś Tauriel.
Postanowiłem się położyć. Godzina snu powinna przywrócić mi siły po podróży. W końcu czekała mnie jeszcze rozmowa z ojcem.
Ku swemu zdziwieniu spałem dłużej niż zamierzałem. Byłem naprawdę zmęczony, ale nie do tego stopnia by przespać pół dnia! Coś dziwnego się tu działo. Po przebudzeniu postanowiłem przejść się po królestwie i przywitać z przyjaciółmi. Chciałem właśnie ruszyć, gdy przybył posłaniec z wieścią, że król zjawi się tu lada chwila. Nie miałem wyjścia – musiałem czekać.
Thranduil rzeczywiście wszedł niecałe pięć minut później. Był sam, bez zwykle towarzyszącej mu straży.
-Witaj Legolasie. Widzę, że odpocząłeś.
-Owszem. Lecz proszę – powiedz mi co się tu dzieje.
-Już mówię. Pewnie zauważyłeś, że coś sprawia, że potrzebujemy więcej snu? No właśnie. Oprócz tego wolniej się poruszamy, a widać to świetnie w walce, bowiem coraz więcej elfów ginie. Niektórzy są też wiecznie otępiali. Ktoś rzucił na nas czar. Jego moc musi być potężna. To któryś z Ainurów. Nikt inny nie ma takiej siły.
-Ale... . 
-Proponuję żebyśmy zawarli układ. - Przerwał mi. - Wybaczysz mi śmierć Tauriel i pomożesz. Jeszcze przed spełnieniem obietnicy danej Ellesarowi. Ja w zamian obiecam, że nigdy nie zabronię ci ożenić się z kimś kogo kochasz, a po rozwiązaniu problemu wyślę najbardziej uzdolnione elfy pod twoim przywództwem do Gondoru.
-Daj mi to przemyśleć, dobrze? Jutro dam odpowiedź.
-Oczywiście. Jutro, ale jeszcze przed ucztą.
Wyszedł. Słyszałem jeszcze przez chwilę odgłos jego kroków. Wybaczyć śmierć Tauriel?! Co on sobie myśli! Choć może... .

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 1

Niedalej jak miesiąc temu na zachód odpłynął Ostatni Statek. Mimo że obiacałem Aragornowi pomoc w odbudowie królestwa, jestem teraz w Rivendell. Wraz z Elladanem i Elrohirem udamy się następnie do Lothlorien, by po raz ostatni nasycić oczy jego pięknem. Tam się rozstaniemy. Każdy pójdzie włąsną drogą. Ja - do królestwa mego ojca.
Elfy są wbrew pozorom nie gorszymi rzemieślnikami od krasnoludów. Tworzymy rzeczy zarówno piękne, jak i solidne. Lecz nawet wśród nas są mistrzowie. Lecz rozproszonych po całej Mrocznej puszczy elfów niełatwo jest odnaleźć. No, chyba, że się wie gdzie szukać.

Tydzień później
Po wielu dniach nieprzerwanej wędrówki nareszcie wiem, że jestem blisko. Czuję elfy, słyszę wśród konarów drzew ich śpiew. Wiem, że tu są.
-Witaj, Legolasie! - słyszę nagle głos za sobą. – Przestraszyłam? Myślałam, że wiesz o mojej obecności!
Kim jesteś?- odwracam się, ale nikogo nie widzę – Bo chyba nie duchem! - silę się na wesołość ale nie jest mi wcale do śmiechu. Ktoś mnie podszedł, a ja go nie słyszałem! Jak do tej pory tylko Tauriel się to udawało. Chyba, że …
-Dureń! To przecież ja! - przedemnie wskakuje jakaś postać. Nie mogę jej rozpoznać
-Ty? Czyli kto? - Ta głupia zabawa zaczęła mnie już denerwować 
-Ja czyli Alyss! No błagam nie mów, że zapomniałeś!
-Alyss?! To ty?! No wiesz co? Żeby mnie tak straszyć! 
-Straszyć? Oj przyjacielu, chyba zdziecinniałeś i zestrachałeś się ostatnio! 
-Akurat! - Obruszyłem się. - Po prostu myślałem, że to może jakieś świństwo pozostałe po czarnym władcy! - Spoważniała. 
-A miałeś już z tym do czynienia? Coś się stało? -Nie, nic. Po prostu rozmyślałem o drużynie pierścienia i skojażenie samo mi się nasunęło – Odetchnęła z ulgą.
-To dobrze. Pamiętaj, że jutro uczta światła gwiazd! - I poszła. A bez niej zrobiło mi się jakoś tak strasznie smutno. Ale no cóż. W końcu nie raz miałem takie odczucia.