I
pomyśleć, iż to zniewolone za czasów Morgotha elfy. Piękno,
zmienione w szkaradność. Władca ciemności zniewolił naszych
braci i siostry. Odebrał im życie, a w zamian dał wieczne
cierpienie.
Staliśmy
przed drzwiami do królewskich komnat. Alyss zapukała i weszła
pierwsza. Zastaliśmy Thranduila pogrążonego na rozmyślaniach na
jemu tylko wiadomy temat. Szybko opowiedzieliśmy co się stało i
już w następnej chwili w teren wyruszyły dwa patrole wojowników.
Jeden pod dowództwem moim. Drugi z Alyss na czele.
Wróciliśmy
po kilku godzinach. Zarówno ja, jak i Alyss nie znaleźliśmy
żadnych śladów. Tak jakby orkowie rozpłynęli się w powietrzu.
Thranduil
wysłał elfów dla wzmocnienia granić. Nie wszyscy będą mogli w
pełni cieszyć się dzisiejszą ucztą. Lecz na razie zapowiada się
na to iż jestem jednym z tych nie muszących się niczym przejmować
szczęśliwców. Zacznie się już niedługo bowiem gdy zajdzie
Słońce i ukażą się pierwsze gwiazdy. Włożyłem więc swą
srebrną szatę na specjalne okazje i ruszyłem na zabawę. Po drodze
spotkałem Miriel. Wyglądała pięknie w swej białej sukni.
Zamieniliśmy kilka słów, a potem ruszyliśmy razem do sali
balowej. W następnej chwili spostrzegłem Elladana i Elrohira
opierającego się na bracie. Natychmiast ryszyliśmy w ich stronę,
a Miriel spytała się braci czy już lepiej. Na szczęście okazało
się, że owszem. (W końcu jak inaczej Elrohir mógłby się tu
pojawić?) Zostawiłem ich samych i poszedłem porozmawiać z ojcem.
Thranduil
wydawał się zaniepokojony. Zapewne tym, co nas dziś spotkało.
Usłyszał mnie i odwrócił się, a w jego oczach dostegłem coś
czego nigdy bym się nie spodziewał ujrzeć w oczach elfa, króla
Mrocznej Puszczy i wojownika nieustraszonego, takiego jak ojciec.
Ujrzałem lęk.




